W dniu 5 sierpnia wyruszylam z domu do Szczecina na ,jak mi sie wydawalo, podróż życia.Miałam płynąć na żaglowcu Tinacious do Edynburga. Jest to jeden z dwóch żaglowców na świecie przystosowanych dla osób niepelnosprawnysch. Bylam bardzo szczęśliwa, że miałam szansę płynąc w rejs. Spełnilam wszystkie warunki. Organizatorzy wiedzieli w jakim jestem stanie zdrowia, albo wydawalo mi sie, ze wiedzą ;-)
Wypelnilam wszystkie formularze medyczne, odpowiedzialam na dodatkowe pytania. Po kilku dniach dostalam informację, że mogę plynąć.....muszę tylko mieć swoją asystentkę.... o dziwo miałam bardzo dużo problemów ze znalezieniem osby, która zaakceptuje organizator. Ucieszylam sie, gdy dostalam informacje, że organizator ma dla mnie dwie asystentki.Okazalo sie, ze obie nic nie wiedzą o mojej niepełnosprawnosci.
W tej sytuacji wysłałyśmy jeszcze zgloszenie mojej przyjaciółki Magdy. Zostalo przyjęte. Organizatorzy potwierdzili, że mam Magdę i dwie osoby Jej do pomocy. Wtedy wykonałam wszystkie opłaty, kupiłam bilety i w dniu 5 sierpnia wyruszylam w podróz marzeń. O drugiej po poludniu zostałam z Magdą zaokretowana na , dostałyśmy kajutę, rozpakowaly bagaże... i okolo piatej zaczał sie koszmar!!!
Najpierw kapitan przyszedl i wezwal mnie na rozmowę. Uczestniczylo w niej parę osób. Rozmawialismy po angielsku przy pomocy mojej tablicy. Pózniej była narada, a w międzyczasie poprosili Magdę i kolejno dwie osoby, o których wiedziałyśmy,że są nam do pomocy. Po ich powrocie dowiedziałam się,że pewnie nie popłynę. Po kolejnych dwóch, albo trzech godzinach zostałam poposzona z Magdą do kapitana, który w obecności pielęgniarza i miłej pani- oficera łącznikowego z portem-powiedział,że faktycznie nie mogę płynąć, bo okazało się, że obie dziewczyny nie chcą mi pomagać. Myślałam,że umrę, ale trzeba było wracać do domu...
W moim życiu przekonałam się,że łatwiej jest mi wyjechać do miejsc tzw niedostosowanych ze zwykłymi życzliwymi ludźmi niż do tak zwanych dostosowanych miejsc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz